Wczesna diagnostyka jest kluczowa dla zahamowania rozprzestrzeniającej się infekcji. Badania zwykle składają się z dwóch etapów:  wykrywania RNA lub DNA patogenu oraz przeciwciał, czyli protein produkowanych przez organizm w odpowiedzi na obecność intruza.

- Ostatnia epidemia zachorowań spowodowanych przez wirus Zika dowodzi, że pilnie potrzebujemy lepszych metod diagnostycznych, by przeciwdziałać pojawianiu się nowych chorób zakaźnych, mówiła dr  Maite Sabalza, z Department of Basic Science and Craniofacial Biology w NYU Dentistry.

Próbki krwi, w większości wykorzystywane do testów w kierunku wirusa Zika, są zwykle poddawane reakcji łańcuchowej polimerazy w czasie rzeczywistym. Tyle że wirus znika z krwi w tydzień lub dwa po infekcji, natomiast w ślinie, spermie i moczu jest dłużej obecny. Podobnie przeciwciała trwają w tych płynach dłużej - miesiące, o ile nie lata. 

Testy na próbkach śliny łączą badanie w kierunku kwasów nukleinowych oraz przeciwciał. Są nieinwazyjne, tanie, a materiał do diagnostyki łatwo jest pobrać. Przede wszystkim jednak  ten test jest bardzo szybki - może dawać wynik już po kilku minutach, a nie po kilku dniach.

Metoda reakcji łańcuchowej w czasie rzeczywistym została zmodyfikowana przez zastosowanie techniki pozwalającej na izotermiczną amplifikację materiału genetycznego. Ten zabieg pozwala zidentyfikować materiał genetyczny wirusa w ciągu 20 minut, zaś test w kierunku przeciwciał trwa nie dłużej niż godzinę.

- Im szybciej uda się zidentyfikować patogena, tym szybciej pacjent może zostać odizolowany i poddany leczeniu. W czasie trwającej epidemii, tak sprawna metoda może być stosowana na przykład w przypadku pasażerów zanim wsiądą do samolotu. Są szanse, że w przyszłości procedury bezpieczeństwa na lotniskach będą polegały nie na zdejmowaniu butów, ale pluciu do probówki - komentował pracę  prof. Daniel Malamud z NYU Dentistry.

Praca ukazała się w periodyku PLOS One.

Więcej: dentistrytoday.com