
Światowe dni zdrowia nie są organizowane po to, aby przecinać wstęgi, rozdawać nagrody, ale po to, aby uzmysłowić skalę problemu i uaktywnić do działania, tych co być powinni aktywni, a nie są.
ŚDZJU: bezwzględne zasoby ludzkie
Najliczniejszej grupy zawodowej, której szczególnie bliska jest idea ŚDZJU trzeba szukać w: Brazylii, USA, Chinach. Na pewno zaskoczeniem będzie informacja, że zdecydowanie najwięcej dentystów pracuje w Brazylii (217,2 tys.), drugie miejsce pod tym względem zajmuje Meksyk (148,5 tys.). Chiny plasują się dopiero na trzecim miejscu - 136,5 tys. Kolejne miejsca okupują: Japonia 95,2 tys., Niemcy 63,1 tys., Indie 55,3 tys.
Na drugim końcu tego zestawienia można odnaleźć takie egzotyczne państwa, jak: Liberia, Kiribati, Lesotho, w których oficjalnie pracuje po dwóch, trzech dentystów. W Nauru, jest też lekarz dentysta - jeden, ma pod swoją pieczą teren zamieszkiwany przez 10 tys. osób.
ŚDZJU: względne zasoby ludzkie
W Polsce na 1 tys. osób przypada 0,3 dentysty, co daje naszemu państwu dość odległe, 74 miejsce w globalnej statystyce.
Największe możliwości, aby skutecznie zadbać o zdrowie jamy ustnej obywateli, przypominając im np. o zasadach dbania o „zdrowy uśmiech przez całe życie" - przynajmniej teoretycznie - mają dentyści pracujący w: USA, Australii, Korei Południowej, Grecji, ale także na Kubie, Seszelach, Meksyku, Libanie i Urugwaju. W tych krajach na 1 tys. mieszkańców przypada co najmniej jeden stomatolog (na Kubie aż 1,8).
Brazylia, światowy lider pod względem liczby funkcjonujących lekarzy dentystów w tym zestawieniu zajmuje 12 pozycję (1,1). Wśród wielu państw wyprzedzających Polskę znajdują się m.in. kraje najbliższe nam geograficznie, chociażby Litwa i Łotwa oraz dość odległe: Dominikana, Wyspy Cooka, Salwador.
Wśród regionów o największej liczbie dentystów na 1 tys. mieszkańców znajduje się także Niue (terytorium stowarzyszone Nowej Zelandii). Tam ŚDZJU świętuje co prawda tylko jeden dentysta, ale statystyki w zakresie dostępności do dentysty w pojedynkę zapewnia takie same jakie są osiągane w USA, bo na niewielkiej wyspie żyje niewiele ponad 1 tys. mieszkańców.
Na przeciwległym biegunie tej analizy są: Mauretania, Afganistan Belize i Pakistan. W tych państwach w kolejce do każdego dentysty powinno ustawiać się średnio co najmniej 50 tys. mieszkańców (sto razy więcej niż np. na Kubie).
ŚDZJU: skala potrzeb
Czy te statystyki, jeśli chodzi o Polskę, mogą zadowalać? Biorąc pod uwagę stan uzębienia polskiego społeczeństwa - z pewnością nie. Tym niemniej trzeba pamiętać, że podaż musi odpowiadać popytowi, a że popyt w sposób dalece niewystarczający kreowany jest polityką prozdrowotną państwa, to i skala podaży skutecznie jest ograniczana. Trudno się dziwić zatem, że w środowisku, mniej lub bardziej oficjalnie, mówi się o konieczności zmniejszenia liczby funkcjonujących dentystów. O większych nakładach na leczenie stomatologiczne, w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, można tylko pomarzyć. Nie ma systemu zachęt, chociażby podatkowych, które sprzyjałby zwróceniu baczniejszej uwagi społeczeństwa na konieczność walki z próchnicą.
ŚDZJU: pospolite ruszenie
Na co można liczyć? Przede wszystkim na serce tych lekarzy dentystów, którzy organizują na miarę możliwości (zdecydowanie za małych) i potrzeb (niewspółmiernie dużych) akcje profilaktyczne dla najbardziej potrzebujących wsparcia, czyli dzieci. To one wszak mogą odpowiednie nawyki higieniczne zaszczepić nie tylko rówieśnikom, ale także często słabo wyedukowanym rodzicom. Co prawda politycy mają ideę powrotu dentystów do szkół, ale scenariusza w jaki sposób można byłoby tego dokonać - już nie.
ŚDZJU jest znakomitą okazją do utwierdzenia młodego pokolenia, że nienaganny uśmiech przez całe życie jest tak samo trendy jak jazda na rowerze, robienie sweet fotek, czy aktywność na portalach społecznościowych. Młodzi to kupią, z tym jednak, że mało kto jest zdeterminowany, aby tę wiedzę przekazać im w wystarczająco atrakcyjny sposób.
Unikatowy, bo jedyny, względnie systemowy, program „Dzieciństwo bez próchnicy" (współfinansowany przez Szwajcarię), czy bicie rekordu Guinnessa w liczbie dzieci jednocześnie myjących zęby - wiosny nie uczynią.
ŚDZJU: nic bez rodziców
Wiedza na temat higieny jamy ustnej nie jest pozyskiwana w sposób naturalny jak chociażby nauka chodzenia. Dbałość o stan higieny jamy ustnej musi być wsparta zaangażowaniem rodziców. Taki osąd sytuacji potwierdzają badania zrealizowane w Europie w ramach akcji Colgate's Healthy Mouth Mission 2015. Przepytano grupę 7,5 tys. rodziców o zwyczaje ich dzieci w zakresie higieny jamy ustnej. Okazało się, że - według oceny opiekunów osób małoletnich - 32 proc. dzieci szczotkuje jedynie przednie zęby, całkowicie zapominając o tylnych. 62 proc. rodziców w Polsce uważa, że ich pociechy myją zęby za krótko . Połowa ankietowanych rodziców ma duży kłopot ze skłonieniem dzieci, aby myły zęby wystarczająco długo. 14 proc. dzieci nie używa pasty i szczoteczki i oszukuje rodziców, że dopełnia codziennych obowiązków.
95,4 proc. pytanych rodziców w Polsce zgodziło się z twierdzeniem, że istnieje bezpośrednie powiązanie między przykładem przez nich dawanym, a kształtowaniem odpowiednich nawyków u dzieci.
15 proc. rodziców w Polsce ponoć nagradza dzieci za przestrzeganie dobrych nawyków związanych z higieną jamy ustnej,
Timerów do odmierzania czasu szczotkowania używa się w Polsce w 14 na 100 gospodarstw domowych. W co trzeciej rodzinie proces szczotkowania łączony jest z zabawą, po to aby dzieci wyrabiały odpowiednie nawyki związane z higieną jamy ustnej. Co drugi rodzić myje zęby wraz ze swoimi pociechami dzieląc się z nimi dobrymi praktykami. Taki sam odsetek rozmawia z dziećmi na temat tego, jak ważne jest mycie zębów.
Dlaczego jest tak źle, skoro w wielu domach rodzice starają się przekonywać dzieci o konieczności systematycznego dbania o zęby? Albo robią to niefachowo, albo nieskutecznie, bo powszechnie wiadomo, że w Polsce statystyki dotyczące występowania próchnicy są alarmujące.
ŚDZJU: kto wie o co chodzi?
W czym rzecz nie bardzo wiadomo, gdyż z próchnicą nieustannie zmagają się: USA, Kanada, Niemcy, Wielka Brytania. Tymczasem państwa, w których poziom próchnicy wśród dzieci i młodzieży pomiędzy 6 a 19 rokiem życia jest najniższy to afrykańskie Gana, Kongo, Zambia, Benin. Tam właśnie współczynnik występowania próchnicy jest najmniejszy (poniżej 40 proc.). Bogaty Zachód ma takie same problemy z szalejącą próchnicą jak Madagaskar, Pakistan, czy Uzbekistan. Dane takie podał FDI w raporcie zatytułowanym World Health Worldwide.
Według statystyki FDI, niewiele jest państw na świecie, w których co najwyżej 40 proc. dzieci i młodzieży pomiędzy 6 a 19 rokiem życia ma próchnicę. Należą do nich wspomniane cztery kraje afrykańskie oraz Japonia. Raport jest raportem oficjalnym i nie ma w nim zdania komentarza mówiącego o braku reprezentatywności zebranych danych. Pamiętać trzeba, że na mapie świata jest wiele białych plam bez obiektywnych informacji. Do państw o statusie enigmy należą m.in.: Rosja, Egipt, Maroko, Irak, Ukraina.
Najlepiej z próchnicą radzą sobie Japończycy. Tam u 84 proc. dzieci i młodzieży nie zanotowano niepokojących objawów. Gorsza, ale nie najgorsza statystyka dotyczy Nigerii, Nigru, Etiopii, Kenii, Zimbabwe, Mozambiku, Namibii. Tam wskaźnik występowania próchnicy waha się pomiędzy 40 - 59 proc.
Polska oczywiście znalazła się w najgorszym koszyku (powyżej 80 proc.). W najgorszym koszyku, ale w nie najgorszym towarzystwie, gdyż okazuje się, że podobne problemy co Polacy mają takie kraje jak: Francja, Włochy, Brazylia, Argentyna. To ostatnie państwo stanowi czerwoną latarnię przedstawianej statystyki. Tam - według FDI - praktycznie nie ma ani jednej młodej osoby, która mogłaby powiedzieć o sobie „nie mam próchnicy".
Wnioski? Zapewne o bliskości celu nie decydują miliardy: dolarów, funtów, euro przeznaczanych na opiekę stomatologiczną. Być może ważniejsze od pieniędzy są zachowania wynikające z uwarunkowań środowiskowych, przyzwyczajenia żywieniowe, być może zależności genetyczne.
Przy braku jednoznacznej odpowiedzi propagować należy każdą inicjatywę nagłaśniającą problem, który bezpośrednio dotyka 90 proc. mieszkańców Ziemi.
Komentarze