Maja Bohosiewicz tak opisywała ciężkie chwile jakie, będąc dzieckiem, przeżywała u dentysty.  

Byłam mała, słaba, chorowita i co chwilę coś sobie łamałam. U dentysty byłam (w moim mniemaniu) co miesiąc po nową plombę. 

Wizyty u dentysty w latach 90. odciskały piętno na psychice ośmiolatki.

Państwowe przychodnie, śmierdzące lizolem, na korytarzu słychać było pojękiwania i krzyki z gabinetów, a samo wejście na fotel tortur okraszony był prośbami, przekupstwami i groźbami.

Finalnie za ręce trzymały mnie dwie osoby a srogie spojrzenie Pani dentystki przeszywało mnie na wylot.

Zazwyczaj zatajałam ból zęba tak długo na ile było to możliwe. Czasami już się nie dało bo twarz puchła niemiłosiernie i Mama ciągnęła mnie za rękę do przychodni tortur.

A kiedy wyszłam już spod kurateli mamy postanowiłam wizyty u dentysty odbywać tak rzadko jak to tylko możliwe.

Kiedy mam już pod kuratelą dwie kolejne osobistości wiem jak ważne jest żeby przykład szedł z góry. Zęby na szczęście mam dość mocne, ale wizyty u stomatologa nie należą u mnie do przyjemności.

Chociaż bardzo się cieszę, bo teraz wszystko odbywa się bezboleśnie, spokojnie.

Dzieci oswajają się z fotelem na kilku spotkaniach. I serio, jestem wdzięczna za to, że nikt nie będzie ich trzymał na siłę za ręce.

Na te wyznanie zareagowała higienistka stomatologiczna: Jako higienistka pracuję z dziećmi po traumach w gabinecie stomatologicznym i odczarowuje dla nich stomatologię! Da się! Trzeba po prostu chcieć! Czasami są to tak straszne traumy, że ja sama powstrzymywałam się od płaczu. Niestety jest jeszcze zwyczaj w niektórych miejscach leczenia na siłę, ale robię co w mojej mocy, aby pokazać, że można inaczej!

Odezwały się także osoby, które doświadczyły takich samych traumatycznych przeżyć jak Maja Bohosiewicz:

Mam dokładnie takie same , przykre doświadczenia jak Ty. Na szczęście moje dzieci zaprowadziłam do gabinetu przyjaznego dzieciom, z wizytą adaptacyjną, bajką w trakcie zabiegu leczenia ząbka i nagrodą dla dzielnego pacjenta. Chłopaki uwielbiają swoją Panią doktor, a ja patrzę na nich i wciąż nie mogę uwierzyć, że są odważniejsi ode mnie. Ja wciąż swojego panicznego strachu nie przełamałam.

Kolejna wypowiedź brzmi tak: Wizyty u dentysty to mój koszmar z dzieciństwa. Ba! Pamiętam że zwiałam raz z fotela ale tylko dlatego że Pani dentystka nigdy nie wierzyła kiedy mówiłam że boli.

I następna: Myślałam, że tylko ja mam taką traumę przez dentystkę z podstawówki mało języka nie przewierciła. Na szczęście o zęby dbam jak mogę, ale zawsze przechodzę bardzo duży stres.

I jeszcze jedna: Wizyta u dentysty zawsze jest u mnie okraszona strachem. Zawsze. Mimo ze mam teraz super dentystę. To trauma z dzieciństwa pozostaje. Jak się jej nabawiłam? Ano tak, że dentystka wyrywała mi pięć mleczaków, bo przecież mleczaki korzeni nie mają.

Tego  typu zwierzeń jest znacznie więcej: Dentyści to dla mnie trauma do dzisiaj. Kanałowe bez znieczulenia. Do dzisiaj chodzę dopiero jak mnie boli. Wiem, że to złe, ale za bardzo się boję.

***
Jest zatem wciąż wiele do zrobienia chyba bardziej przez psychologów niż lekarzy dentystów, a może rodzice nie powinni czekać na wizytę u stomatologa do przenikliwego bólu zeba?