
Mit: nie warto jest się przejmować stomatologią finansowaną ze środków publicznych.
Wielu prominentnych polityków, także tych, którym nie są obce zagadnienia ochrony zdrowia, myśli, że nie warto jest walczyć o stomatologię w wymiarze publicznym, wszak i tak „Polacy leczą się prywatnie”.
Takiej ocenie należy się zdecydowanie przeciwstawiać. Pogląd, że sprywatyzowana stomatologia powinna odpowiedzieć na wszelkie potrzeby społeczeństwa w zakresie zdrowia jamy ustnej - jest chybiony twierdzi Andrzej Cisło. Argumentem, podtrzymującym to stwierdzenie, ma być utrzymująca się od lat na stałym poziomie liczba świadczeń stomatologicznych, realizowanych w formule powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego.
W tej formule w skali kraju wykonuje się rocznie ok. 71,8 mln świadczeń dla ok. 6,8 mln pacjentów. Natomiast jeśli chodzi o dzieci i młodzież, to wykonywanych jest 24 mln zabiegów, a korzysta z nich 2,5 mln pacjentów do 18 roku życia. Ta grupa byłaby wielokrotnie szczuplejsza, gdyby leczenie uzębienia wykonywano wyłącznie w formule skomercjalizowanej.
Andrzej Cisło przestrzega także przed koncepcją oddania bez walki publicznej stomatologii dla dorosłych i skoncentrowania sił oraz środków na profilaktyce i leczeniu młodzieży. Według wiceprezesa NRL, taki scenariusz byłby wadliwy także i z tego względu, że dorośli stomatologicznie wykluczeni będą dla dzieci najgorszym przykładem jak dbać o zęby. Pociechy, obciążone takimi wzorcami, wkraczając w dorosłość - pozbawione byłyby opieki stomatologicznej w formule NFZ.
Mit drugi: „państwo” zadba o zdrowie jamy ustnej obywateli.
To jest bardzo wygodna dla części Polaków koncepcja, bo zdejmuje z nich obowiązek samodzielnego myślenia o zdrowiu własnym i własnych dzieci.
Według Andrzeja Cisły państwo ma ułatwiać podjęcie leczenia, umożliwić wdrożenie sprawdzonych, skutecznych i efektywnych metod leczenia, nieporozumieniem jest natomiast zdejmowanie z Polaków odpowiedzialności za zdrowie swoje i swojej rodziny. Wręcz przeciwnie, należałoby zadbać o to, aby stymulować rodaków do podejmowania we własnym zakresie prozdrowotnych zachowań. Można to robić, kreując mądre narzędzia, sprzyjające codziennej dbałości o zdrowie jamy ustnej."Mądre" - jest kluczowym sformułowaniem, gdy patrzy się na ostatnią aktywność rządu, chociażby w sferze opieki zdrowotnej nad uczniami.
Andrzej Cisło z dużą rezerwą wypowiadał się o koncepcji wprowadzenia dentysty do szkół. W jego ocenie, przy szczupłości środków finansowych i braku woli ich zwiększenia - proponowane są rozwiązania, które od samego początku pokazują iluzoryczność oferowanej opieki stomatologicznej. Będą gabinety stomatologiczne w szkołach, a gdyby ich nie było, to pojawi się dyżurny dentobus, stanowiący – w ocenie animatorów ochrony zdrowia – antidotum na wszelkie niedostatki opieki stomatologicznej, realizowanej w ramach NFZ, a gdyby dentobus nie był w stanie załatać wszelkich niedostatków – co jest nie tylko bardzo prawdopodobne, lecz wręcz pewne – zadziałać ma wyznaczony, jeden wskazany gabinet stomatologiczny w okolicy, do którego miałyby kierować swoje kroki dzieci i to bez ograniczeń i bez kolejki. Trzeźwa ocena musi prowadzić do wniosku, iż taka koncepcja to budowanie zamków na piasku.
Mit: w im gorszym stanie będą zęby Polaków, to tym lepiej będą mieli się lekarze dentyści.
Taki mit sugeruje sprzeczność interesów. - My mówimy o zdrowiu jamy ustnej o profilaktyce, a tak naprawdę, gdyby ten stan był gorszy, to tym lepiej, bo wpłynie to korzystnie na kondycję naszych praktyk. Taka ocena naszej aktywności jest totalnym nieporozumieniem – zapewnia Andrzej Cisło.
Dodaje on, jesteśmy zainteresowani jak najlepszymi nawykami higienicznymi pacjentów. Osoba bezzębna jest kiepskim partnerem dla lekarza dentysty. Nie chcemy asystować Polakom w ich zmaganiach z brakiem uzębienia, tym bardziej, że w takich sytuacjach nasza rola jest dość mocno ograniczona. Zapewniamy wszystkich, że jesteśmy ostatnimi osobami, które hołdowałyby zasadzie „im gorzej, tym lepiej”.
Lekarze dentyści działają w bardzo trudnym otoczeniu wyznaczonym mizerią środków finansowych, które liczone procentowo w stosunku do nakładów na ochronę zdrowia ogółem - są coraz mniejsze.
Te znikome środki służyć mają nie tylko realizowaniu niedoszacowanych finansowo procedur, ale powinny także przyczyniać się do rozwoju praktyki. Realizacja takiej koncepcji ma, przynajmniej w założeniu, pozwolić na zapewnienie opieki stomatologicznej na najwyższym poziomie, nie tylko dzisiaj, ale w perspektywie kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu lat.
Pamiętajmy o tym, że medycyna jest branżą, gdzie stopień reinwestycji dochodów jest na bardzo wysokim poziomie. Bez tego nie ma mowy o skutecznym i bezpiecznym leczeniu chorych.
Komentarze